Kliknij tutaj --> 🎲 wybór drogi życiowej w literaturze

Chciałbym, żeby Lifetramp dawał ludziom wiarę, że mogą w każdej chwili zmienić swoje życie, że pierwszy wybór drogi życiowej nie musi być ostateczny. Nie rozumieją go romantycy, nie zgadza się w pełni z pozytywistami. Jest więc duchowo wyobcowany, wyrzucony poza nawias, a wrażenie to potęguje jego awans klasowy. Wokulski jednak nie został w pełni zaakceptowany przez arystokratów, nie czuje też, by w całości przynależał do klasy niższej. Wybór tak naprawdę zależy tylko od nas indywidualnie, nie ma nikt prawa ingerowac w nasze postepowanie,jedynie drobne rady kture moga ale nie muszą byc rozpatrzone.Bohaterka dokonała słusznego wyboru drogi życiowej,miała szczytne ideały, mimo że była ciężko chora na tyfus prowadziła pracę oświatową wśród ubogich mieszkańców,uczyła ich dzieci,mało jest teraz na świecie Czy od początku działalności artystycznej był Pan wyłącznie pianistą koncertującym? - Tak, po 30 latach zawodowego grania jako freelancer, czyli człowiek, który nigdy nie miał etatu, uważam, że wybór drogi życiowej był właściwy. Być może byłbym dobrym pedagogiem, ale nie interesowało to wyższych uczelni. WYBÓR DROGI ŻYCIOWEJ W dokumencie Tutoring rodzinny. Przewodnik dla rodziców i tutorów (Stron 38-41) i nieważny pilny, ale nieważny WYBÓR DROGI ŻYCIOWEJ Site De Rencontre Avec Femme Marocaine. {gspeech} Ten splot powołań, które zarysowały się w dzieciństwie, urzeczywistnił się w momencie, kiedy młody Janusz Tarnowski musiał podjąć decyzję o wyborze drogi życiowej. Kim zostać? Aktorem, nauczycielem czy księdzem? Wybrał kapłaństwo, jak mówi po latach: „(…)wybrałem tę ostatnią, dziś po 69 latach trwania w tym stanie jestem nadal przekonany, że na tej drodze urzeczywistniam swoje , najpełniej mogę być sobą i wcale tego nie żałuję” . Maturę otrzymał w roku 1937 i bezpośrednio po niej wstąpił do Metropolitarnego Seminarium Duchownego w Warszawie. Święcenia kapłańskie otrzymał z rąk ks. biskupa Antoniego Szlągowskiego r. i zaraz potem jako wikariusz znalazł się w Jakubowie, koło Mińska Mazowieckiego. Jak wspomina: „Po trzech tygodniach pojechałem do Warszawy na kazanie odpustowe, do parafii bezdomnych na Annopolu. To był dzień św. Marii Magdaleny, 22 lipca. Potem do Jakubowa wrócić już nie mogłem, zbliżał się front sowiecki. W tej sytuacji kanclerz Kurii, późniejszy biskup, ks. Zygmunt Choromański, przydzielił mnie do mojej rodzinnej parafii św. Aleksandra na placu Trzech Krzyży. Tam zastało mnie powstanie. Mało brakowało, a zginąłbym zaraz na jego początku, bo odprawiałem w kościele Mszę św. na kilka godzin przed jego całkowitym zbombardowaniem. Mieszkałem w Śródmieściu, przy ulicy Wspólnej, kiedy zrobiło się tu bardzo niebezpiecznie. Zacząłem odprawiać Msze święte na podwórkach kamienic. Prawie na każdym z nich stała kapliczka, ludzie się modlili i tam, pod bombami, w huku pocisków, sprawowałem Najświętszą Ofiarę. W ten sposób nieoczekiwanie zostałem kapelanem powstania warszawskiego. […] Każdy z nas miał pseudonim, bowiem wyobrażano sobie, że kiedy wejdą wojska sowieckie, nie dowiedzą się nasi , kim jesteśmy. Mój pseudonim był ”. Zadaniem kapelana było sprawowanie sakramentów pokuty i Eucharystii. Jak mówi ks. Tarnowski: „Co do spowiedzi, to nigdy czegoś podobnego w życiu nie przeżyłem. Spowiadałem bowiem często leżąc obok penitentów z uchem przy ich ustach. Nie było bowiem żadnych łóżek w tych prywatnych mieszkaniach przerobionych na szpitale. Wszystkich układano obok siebie, więc pozostali ludzie – a było ich bardzo wielu, w tym ranni – słyszeliby grzechy sąsiadów. Wielu spowiadało się po raz pierwszy od lat, pod wpływem tego, co się działo. Potem przystępowali do Komunii Świętej” . Za to podtrzymywanie na duchu i sianie optymizmu w czasie Powstania Warszawskiego otrzymał Ks. Profesor Srebrny Krzyż Zasługi, którego nigdy nie widział na oczy. Powiedział mu o tym ks. Stefan Piotrowski, późniejszy wikariusz generalny Prymasa Wyszyńskiego, a w roku 2008 został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Obowiązki wikariusza pełnił w latach 1943-1944 w Jazgarzewie, potem w Jakubowie (1944), Bielawach (1944-1945), w parafii Zmartwychwstania Pańskiego w Warszawie (1945-1946) i św. Floriana w Warszawie (1946-1950). Był także prefektem szkół przy parafii Bożego Ciała na warszawskim Kamionku (1950-1958). Ksiądz Waldemar Wojdecki, przyjaciel ks. Tarnowskiego, tak wspomina ten okres: „Księdza profesora Janusza Tarnowskiego poznałem w parafii Bożego Ciała na Kamionku w Warszawie. Był moim prefektem w klasie siódmej szkoły podstawowej i w szkole średniej. Prowadzone przez niego katechezy były ucztą duchową. Podczas każdego – bo tak nazywał nasze lekcje religii w kaplicy przy kościele – nas formował swoim wpływem osobistym. Wiedzieliśmy, że nas kocha, że każdy z nas był dla niego kimś ważnym. Dlatego chodziliśmy na te spotkania z największą radością i żal było po godzinie opuszczać kaplicę, bo już niecierpliwie czekała następna grupa. Gdy ktoś z nas opuścił spotkanie, widział, że sprawił naszemu księdzu wyraźny ból. Nie mieliśmy wtedy żadnych pomocy do nauki religii, dlatego ważną pomocą był zeszyt, w którym zapisywaliśmy niewiele zdań, ale za to bardzo celnych. Spotkania w kaplicy były połączone ściśle z niedzielną Mszą Świętą, którą o godzinie prowadził ks. Tarnowski. Nie odprawiał jej, ale był z nami, wśród nas i prowadził, czyli komentował poszczególne części Mszy Świętej, recytował z nami poszczególne części stałe. Były to lata pięćdziesiąte i Msza Święta z recytowaniem części stałych należała do rzadkości. […] Integralną częścią Mszy Świętej prowadzonej przez ks. Tarnowskiego było kazanie. Kazania słuchaliśmy bardzo uważnie, bo każdy z nas myślał, że ksiądz mówi właśnie do niego. Kiedy ukończyłem dziewiątą klasę, ks. Tarnowski opuścił parafię Bożego Ciała i objął funkcję kapelana sióstr Rodziny Maryi na ul. Żelaznej. Należałem do ekipy ministrantów, która pomagała w przenoszeniu rzeczy na nowe miejsce pracy duszpasterskiej księdza. […] Będąc kapelanem na ul. Żelaznej ks. Tarnowski zorganizował tam liczną grupę ministrantów, w której harmonijnie współpracowali ze sobą i bardzo młodzi chłopcy, i już dojrzali młodzi ludzie. Tu również ujawnił się talent ks. Tarnowskiego jako znakomitego pedagoga i wychowawcy. Ks. Tarnowski wychowywał ministrantów do rozumienia i ukochania liturgii”. Od roku 1958 do ksiądz Tarnowski był kapelanem Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi przy ul. Żelaznej 97 w Warszawie, gdzie prowadził ożywioną działalność pedagogiczną wśród dzieci i młodzieży, za którą został w 1968 roku odznaczony przez Ks. Kardynała Stefana Wyszyńskiego przywilejem noszenia rokiety i mantoletu. {/gspeech} Kto chce być dzisiaj księdzem? Jacy są współcześni klerycy? Dlaczego wybrali właśnie tę, a nie inną drogę życiową, choć tych dróg, tych możliwości współczesność oferuje znacznie więcej niż kiedyś? I kolejne pytanie, równie trudne jak pozostałe: dlaczego polskie seminaria stopniowo, ale systematycznie pustoszeją? Poprosiliśmy o odpowiedzi na te pytania rektorów wyższych seminariów duchownych w przekonaniu, że nikt lepiej od nich nie zna tematu, całej jego złożoności i skomplikowania. Odpowiedzi te mogą zaskakiwać. „Klerycy są tacy, jacy są ich rówieśnicy i jaki jest świat, z którego przychodzą” — mówi ks. Jarosław Wojtkun, rektor WSD w Radomiu. Z kolei ks. Piotr Kot, rektor WSD w Legnicy, ocenia, że „młodzi ludzie coraz częściej patrzą na powołanie do kapłaństwa jak na wolontariat. Są gotowi zaangażować się w jakieś dzieło na tyle, na ile spełnia ono ich osobiste aspiracje”. Kleryk, podobnie jak jego rówieśnicy, dokonuje życiowego wyboru w bardzo młodym wieku. Czy zdaje sobie w pełni sprawę z tego, że to jest wybór na całe życie, a nie na próbę? Nie na kilka lat, a potem się zobaczy... Młodzi żyją dziś w dużej mierze w świecie odrealnionym, zmiennym. Tymczasowość bierze górę nad stałością, wygoda — nad wiernością, hedonizm — nad poświęceniem. Kandydat na księdza pochodzi coraz częściej z rodziny, w której nie ma klimatu powołaniowego. Jego rodzice często nie są praktykującymi katolikami, bywa, że nie mają nawet ślubu kościelnego. Od 20 lat jestem wykładowcą w seminarium duchownym i z niepokojem obserwuję zachodzące zmiany — widzę, jak kleryk zmaga się z obojętnością czy niezrozumieniem rodziny i bliskiego otoczenia, a czasem wręcz z wrogością. Musi on tłumaczyć swojemu ojcu, czym są modlitwa, spowiedź i sakramenty... czyli podstawowe dla wierzącej rodziny kwestie. Niestety, modlący się i systematycznie chodzący do kościoła rodzice, którzy stają się wzorem pobożności dla swoich dzieci, to nie jest już obraz powszechny w Polsce. Moim zdaniem, także to jest przyczyną spadającej liczby kandydatów do kapłaństwa. W Niedzielę Dobrego Pasterza modlimy się o powołania kapłańskie i zakonne. Chcemy przypomnieć, że kapłan jest światu niezbędny. Dlaczego? Bo ksiądz przez konfesjonał odradza w człowieku miłość do Boga i drugiego człowieka, a w codziennej Eucharystii umacnia nadzieję spotkania z Chrystusem. Bo dzięki celibatowi może cały swój czas oddać innym. Wreszcie dlatego, że jest posłany do wszystkich, bez wyjątku, ludzi: do takich, których prosta wiara i dziecięca ufność rzucają na kolana; do takich, których spowiedzi uświadamiają kapłanowi, ile jeszcze musi nad sobą pracować, by im dorównać, ale także do takich, którzy z drwiącym uśmiechem powiedzą mu w twarz: „Posłucham cię innym razem”, albo obrzucą obelgami. Kapłan temu światu jest potrzebny po to, by prowadził ludzi do pojednania, przebaczenia, do wielkoduszności, by głosił niewygodną prawdę. Dlatego kapłaństwo nie może być traktowane jak zawód, jak sposób na zarabianie pieniędzy. „Kapłaństwo — jak podkreślił Benedykt XVI — to jest samo życie i nie ma w nim większej misji niż bycie duszpasterzem i świadkiem”. No właśnie — świadkiem, a nie celebrytą. Kapłan ma wskazywać na Jezusa, a nie na siebie. Papież Franciszek, jak zawsze w bezpośredni sposób, powiedział do alumnów Papieskiego Kolegium Leonianum: „W kapłańskim postępowaniu za Jezusem nie ma miejsca na przeciętność”. Niezawodny ks. Jan Twardowski wyjaśnił natomiast celnie: „Powołany przez Boga jest człowiekiem, od którego Bóg najwięcej wymaga”. Tylko czy współczesny świat pojmuje to przesłanie? Czy pojmują je młodzi ludzie zastanawiający się nad wyborem życiowej drogi? opr. mg/mg Życie każdego z nas polega na wyborze określonej drogi. Od tego, jakie decyzje podejmiemy na danym etapie życia, zależy jego późniejszy kształt. Często jest tak, że jedna możliwość wyklucza drugą, dlatego wszystkie nasze postanowienia powinny być dokładnie przemyślane, a ich konsekwencje zdiagnozowane na wiele kroków wprzód. W przeciwnym razie może dojść do przykrych sytuacji życiowych, których nie pożądamy i nie chcemy, aby zaistniały. O tym, jak ogromny wpływ na życie ludzkie mają sytuacje wyboru, świadczy nie tylko codzienność, ale również literatura. Biblia – pierwsi ludzie (Adam i Ewa) Pierwsi ludzie na ziemi, czyli Adam i Ewa zostali stworzeni w Raju, gdzie mieli żyć oni i ich potomkowie, a więc wszyscy ludzie. Mogli mieć wszystko, czego zapragną i do końca świata żyć w rzeczywistości, która nie zna cierpienia, bólu ani grzechu. Nieznane im były choroby, śmierć i zawiść. Ta sytuacja miała trwać do końca świata pod jednym warunkiem: mianowicie nie mogli zrywać jabłek z zakazanego drzewa. Mimo to nie posłuchali woli Boga i zbuntowali się przeciwko Niemu, zjadając niedozwolony owoc. Przez to zostali wygnani z Raju i musieli przyzwyczaić się do życia z cierpieniem, chorobami i bólem. Do błędu Adama i Ewy przyczynił szatan, którego możemy identyfikować z wężem wzniecającym pożądanie w kobiecie. To on podsycał w Ewie bunt, nakłaniając ją do zerwania jabłka z Drzewa Wiadomości Dobrego i Złego. Przykład Biblii pokazuje, że mimo iż wola Boża jest bardzo przychylna ludziom, to ci i tak dokonują złych wyborów moralnych. Nie umieją uszanować tego, co mają, chcąc zdobyć wszystko, co tylko mogą, nawet jeśli to zakazane. W świetle religii niewłaściwy wybór moralny pierwszych ludzi jest brzemienny w skutkach, ponieważ przez ten czyn ich potomkowie, czyli my wszyscy, tuż po urodzeniu jesteśmy obarczeni grzechem pierworodnym, który zmywa z nas dopiero chrzest. Przez wybór Ewy i Adama każdy z nas musi się trudzić i walczyć z problemami dnia codziennego, zamiast odpoczywać w Raju, nie doznając żadnych trosk ani kłopotów. Makbet William Szekspir w „Makbecie” przedstawia postać tytułowego bohatera, początkowo będącego jednym z najdzielniejszych rycerzy na tronie króla Dunkana. Dowodem potwierdzającym tę tezę jest jego męstwo, jakim wykazuje się podczas bitwy pod Forres, w efekcie czego zostaje odznaczony kilkoma znaczącymi wyróżnieniami i nagrodami. Choć jest człowiekiem ambitnym, to jego rycerski etos i lojalność wobec władcy sprawiają, że myśli tylko o tym, aby z podniesionym czołem stanąć do kolejnej bitwy. Sytuacja wymaka się jednak spod kontroli w momencie, gdy Makbetowi ukazują się czarownice przepowiadające mu, że zostanie królem, co w dużym stopniu rozbudza jego wielkie marzenia związane ze sprawowaniem władzy. Wówczas dosięgają go niepokojące myśli, dotyczące przede wszystkim lojalności wobec króla, lecz nic jeszcze nie wskazuje, że marzenia całkowicie opętają Makbeta, gdyż zaczyna się to dziać jakiś czas po przepowiedni wiedźm. Ogromny wpływ na taki stan rzeczy ma żona tytułowego bohatera, która jest po stokroć bardziej żądna władzy niż on. Z tego względu namawia Makbeta do zabicia króla i choć bohater wielokrotnie poddaje w wątpliwość podstępny plan żony, o czym świadczą jego rozterki wewnętrzne, najmocniej ukazane w monologu ze sceny VII, to ostatecznie oboje popełniają okrutne morderstwo w imię marzeń o władzy. Pod wpływem wygórowanych ambicji, przepowiedni wiedźm i namów żony w Makbecie wybiera drogę mordu, dlatego z prawego i lojalnego rycerza przeistacza się w okrutnego zabójcę. Co więcej, odebranie życia królowi to dopiero początek jego zbrodniczej ścieżki, ponieważ mimo tego, że spełnia swoje marzenie, to i tak po tym czynie popełnia kolejne okrucieństwa, mordując wasali byłego władcy, aby mieć pewność, że jego zabójstwo nie zostanie wykryte. Co niesłychane, w tym celu zabija swojego wieloletniego przyjaciela Banka, jak i Lady Makduf oraz jej dzieci. W pewnym momencie dochodzi nawet do tego, że Makbet nie przejmuje się kolejnymi morderstwami i traktuje je wyłącznie jako instrument pozwalający na kontynuację władzy. Złe wybory moralne, które w nim wygrywają i powodują popełnienie tylu okrutnych czynów, doprowadzają Makbeta oraz jego żonę do szaleństwa i sprawiają, że wyzbywają się oni sumienia i jakiejkolwiek moralności. Widać więc, że Szekspir zaprezentował sylwetkę bohatera, która z uwagi na nieodpowiednie wybory moralne poniósł osobistą porażkę niemal pod każdym względem. Ujęcie tematu w ten sposób pokazuje, że zbyt wygórowane ambicje i marzenia mogą okazać się zgubą dla każdego, nawet dla tak prawych i honorowych ludzi, jakim początkowo był Makbet. Szekspir zdaje się mówić, że aby człowiek powziął złe wybory moralne i skazał się na porażkę moralną, wystarczy go tylko w odpowiedni sposób pobudzić i naprawić go na ściekę zła, tak jak zrobiły to wiedźmy i Lady Makbet z Makbetem. Kordian Kolejnym dziełem, do którego chciałbym się odwołać, jest „Kordian” Juliusza Słowackiego. Tytułowy bohater to zindywidualizowany młodzieniec szukający marzeń, dla których warto poświęcić swoje życie. Początkowo staje się nim miłość, lecz Kordian szybko się nią rozczarowuje, uświadamiając sobie w ten sposób, że światem rządzi pieniądz. Po nieudanej próbie samobójstwa wyrusza w podróż po Europie w poszukiwaniu innych wzniosłych marzeń, którym warto się poświęcić. Kulminacyjnym momentem w jego życiu okazuje się monolog na górze Mount Blanc, gdzie bez powodzenia próbuje skontaktować się z Bogiem. Buntując się przeciw zastanej rzeczywistości, za wszelką cenę chce ją zmienić. Ze wszystkich sił pragnie oswobodzić ciemiężoną ojczyznę, która stanowi dla niego najwyższą wartość. Poświęca jej bez reszty całe swoje życie, w pojedynkę chcąc ją uwolnić, co jest jego największym marzeń. Jego wybór moralny jest następujący: walczyć o Polskę i poświęcić się w jej imię albo zachować spokój i nie dbać o naród. Tytułowy bohater dramatu Słowackiego bez wahania wybiera tę pierwszą drogę, za wszelką cenę chcąc dać wolność swoim rodakom i stawiając to sobie jako cel. Kordian wybór moralny okupuje cierpieniem, które okazuje się daremne, ponieważ mimo heroizmu samemu nie umie oswobodzić narodu. Jako że na polu bitwy pozostał sam, ponieważ pozostali konspiratorzy go zdradzili i wybrali drogę niezwiązaną z zamachem na cara, w pojedynkę nie udaje mu się go przeprowadzić. Jak więc widać, Juliusz Słowacki w swoim dramacie prezentuje postać romantycznego bohatera, który za cenę osobistego szczęścia wybiera poświęcenie się w imię marzenia, jakim jest wolności narodu. Ogromny heroizm i determinacja nie przynoszą oczekiwanego skutku, bo ostatecznie zamach na cara okazuje się nieudany, jednak mimo to Kordian może czuć się moralnym zwycięzcą. Choć w sensie fizycznym ponosi porażkę, to jego zwycięstwo objawia się poprzez wierność własnym ideałom. Co prawda nie zmienia to faktu, że marzenia Kordiana są nieadekwatne do rzeczywistości, która okazuje się zupełnie inna, niż sobie wyobrażał tytułowy bohater. Jest on przeświadczony, że może dokonać wielkich rzeczy, lecz nic z tego mu się nie udaje. Pozostaje sam na polu walki, skazany w ten sposób na porażkę. Wszystkie jego cele, do których za wszelką cenę dąży, stają się dla niego niesprzyjające i odwracają się przeciwko niemu. Z pewnością można powiedzieć, że Kordianowi nie brakuje determinacji, ambicji – często nawet nadmiernej – i szlachetnych pobudek w podejmowaniu wyborów moralnych i właśnie dlatego w sensie moralnym odnosi zwycięstwo. Jest wielkim patriotą gotowym do największego poświęcenia w imię ojczyzny, co czyni go postacią godną pochwały, jednak nie zmienia tego, iż podejmuje się rzeczy niemożliwych do zrealizowania. Mimo że zarówno Kordian, jak i Makbet ponoszą porażkę w sensie fizycznym, porównując ich wybory moralne, należy zauważyć zasadniczą różnicę. Polega ona na tym, że bohater dramatu Sienkiewicza odnosi klęskę z powodu wyboru nazbyt ambitnej drogi życiowej, której przyświecają wyższe cele związane z patriotyzmem, co paradoksalnie oznacza, że zwycięstwa w sensie moralnym. Makbet z kolei dba wyłącznie o własne interesy i jego wybory moralne nie mają żadnego związku z dobrem ogółu. Poza tym ich cechą wspólną jest ogromna ambicja, w obu przypadkach będąca głównym powodem moralnej. Nie potrafią jej opanować, dlatego ostatecznie skazują się na widmo śmierci. Pod względem moralnym zwycięzca jest bez wątpienia Kordian, ponieważ jego wybory mają związek z wyższymi wartościami, czego nie można powiedzieć o Makbecie. Cierpienia młodego Wertera Inną postacią zmuszoną do podejmowania decyzji moralnych jest Werter – tytułowy bohater powieści Goethego. Najważniejszy wybór w jego życiu dotyczy bez wątpienia popełnienia samobójstwa, do którego dochodzi przez długi czas. Początkowo nic na to nie wskazuje, a młodzieniec wydaje się nad wyraz wykształconym, kulturalnym, towarzyskim i wrażliwym człowiekiem, jednak mimo to czuje się niezrozumiany przez społeczeństwo. Jego życia diametralnie zmienia się w momencie, gdy na balu poznaje Lottę – córkę miejscowego komisarza. Pierwszy ważny wybór moralny polega na odpowiedzeniu sobie na pytanie, czy warto kontynuować znajomość z zaręczoną kobietą; Werter musi wybrać, czy zrezygnować z miłości, czy złamać konwenanse i spróbować zaskarbić sobie względy wybranki. Ostatecznie bohater decyduje się na zawiązanie bliższych relacji z Lottą, czując, że jest ona jedynym człowiekiem, który w pełni ją rozumie. Dalsze rozczarowanie w związku z miłością, a także wykluczenie z towarzystwa podczas przyjęcia u hrabiego C. i zawód związany ze zmianami społecznymi, jaki spotyka go po powrocie do miasteczka Lotty i Alberta, sprawiają, że Werter coraz bardziej podupada na zdrowiu psychicznym, co jeszcze bardziej pogłębiają pełne frustracji spotkania z ukochaną, która coraz bardziej go bagatelizuje. Napięcia na linii Werter – Lotta i Albert okazują się coraz większe, w efekcie doprowadzając młodzieńca na skraj załamania. Kiedy Lotta definitywnie odrzuca jego miłość, w jego umyśle pojawiają się myśli samobójcze. W tym momencie Werter staje przed najważniejszym wyborem moralnym: odebrać sobie życie, nie mając jakiejkolwiek nadziei na realizację upragnionej miłości, czy kontynuować je ze świadomością odrzucenia ze strony ukochanej i tym samym przekreślić szanse na osobiste szczęście. W konsekwencji Werter wybiera samobójstwo, co według mnie oznacza jego moralną klęskę. Dlaczego? Ponieważ miał on świadomość, że Lotta jest zaręczona, a co za tym idzie – ich związek nie ma żadnych perspektyw. Mimo to zdecydował się kontynuować znajomość, z własnej woli przekreślając tym samym osobiste szczęście. Wykazał się zatem samolubnością i zachłannością, które wynikały z przeświadczenia o własnej wyjątkowości. Wszystko to pozwala porównać Wertera do Kordiana – bohatera równie mocno przekonanego o swoich możliwościach, jednak działającego w imię dobra wspólnego, a nie wyłącznie dla własnych korzyści, tak jak robił to Werter. Właśnie ta różnica stanowi powód, który sprawia, że działania bohatera powieści Goethego uznaję za moralną klęskę. Z kolei porównując je do Makbeta, należy zauważyć, że obie postaci przechodzą metamorfozę i z pozytywnych stają się w gruncie czarnymi charakterami, choć oczywiście pod względem wyrządzonego zła Werterowi daleko do Makbeta. Ludzie bezdomni Do tematu wyborów moralnych odnoszą się także „Ludzi bezdomni” Stefana Żeromskiego. Główny bohater to młody doktor Tomasz Judym – skrajny idealista wierzący we wzniosłe wartości związane z bezinteresownym pomaganiem innym ludziom, a w szczególności biedocie. Misja niesienia pomocy potrzebującym, jaką za cel życiowy obiera sobie Tomasz, wynika z faktu, że sam urodził się w biednej rodzinie z marginesu społecznego; jego ojciec bardzo często nadużywał alkoholu, a matka była ciężko chora. Kiedy udaje mu się skończyć studia i uzyskać tytuł doktora, postanawia spłacić swój dług wobec społeczeństwa, aktywnie przyczyniając się do poprawy jakości życia biedoty. Podczas pobytu w Sosnowcu, gdzie ma do czynienia ze skrajną biedą, nędzą, ubóstwem i brakiem higieny wśród tamtejszych robotników, całkowicie uświadamia sobie, że cel jego życia to niesienie pomocy potrzebującemu społeczeństwu i spłacenie długu wobec niego. W pewnym momencie mówi, że nie może mieć nikogo bliskiego i że nie może poświęcić się miłości ze względu na swoje prospołeczne dążenia. Z uwagi na to odrzuca miłości Joasi Podborskiej, którą poznaje w Cisach i wybiera drogę samotnika. Choć Tomasz czuje się samotny i w gruncie rzeczy marzy o bliskości drugiego człowieka, o czym świadczy nie tylko związek z Joasią, ale również fascynacja Natalia Orszeńską, to ostatecznie decyduje się zrezygnować z osobistego szczęścia, gdyż uważa, że kłóci się ona z jego misją. Stojąc w sytuacji wyboru pomiędzy osobistym szczęściem a misją zawodową pozwalającą mu spłacenie długu wobec społeczeństwa, Tomasz decyduje się na tę drugą drogę. Zwycięża w nim natura społecznika i aktywisty bezinteresownie działające na rzecz większej społeczności, co upodabnia go do Kordiana. Co prawda serce mówi mu, żeby związać z Joasią, ponieważ pozwoliłby to na stworzenie szczęśliwej rodziny, o której zawsze marzył, jednak rozum podpowiada, że nie jest właściwa decyzja, gdyż z jej powodu Judym może nie mieć czasu i chęci na pomaganie biedocie. Wybór związany z potrzebą miłości i pragnieniem stworzenia wyśnionego domu rodzinnego przegrywa z argumentami odnoszącymi się do idealistycznego celu życiowego, jaki obraz sobie Tomasz. Ostatecznie wygrywa rozum, a wewnętrzny obowiązek niesienia pomocy potrzebującym sprawia, że Judym odrzuca miłość Joasi i wybiera życie w samotności. Widać więc, że podobnie jak Kordian, Tomasz poświęca własne szczęście w imię wyższej idei, jaką w jego przypadku jest chęć poprawienia jakości życia społeczeństwa, co czyni go moralnym zwycięzcą. Zarówno Judym, jak i Kordian działają na rzecz szerszej społeczności i poświęcają w jej imię własne dążenia. Ponadto boje są bardzo ambitni, podobnie zresztą jak Makbet. Dżuma Raymond Rambert z utworu Alberta Camusa zatytułowanego „Dżuma” to dziennikarz, który przybył do Oranu tuż przed epidemią i został w nim przymusowo zatrzymany. W pierwszej chwili czuje się on wyobcowany i nie utożsamia się z ludźmi zamieszkującymi miasto. Największy ból sprawia mu brak żony przy boku. Uczucie do niej jest najważniejszą rzeczą w jego życiu. Między innymi z tego względu stara się ze wszystkich sił opuścić Oran. Innym powodem, dla którego Rambert chce pożegnać się z miastem, jest swoisty egoizm. Dziennikarz uważa, że epidemia go nie dotyczy i nie jest zobligowany do tego, aby w jakikolwiek sposób mieć z nią styczność. Dziwi się doktorowi Rieuxowi, który poświęca się w imię idei, ryzykując życie. W czasie trwania akcji powieści dziennikarz przeżywa swoistą przemianę wewnętrzną, która jest spowodowana między innymi cierpieniem, z jakim bezpośrednio się zetknął podczas epidemii. Pod wpływem gehenny, jaka odbywa się na jego oczach, podejmuje szlachetną decyzję o pozostaniu w mieście i pomaganiu zarażonym osobom. Znajdując się w sytuacji wyboru pomiędzy możliwością ucieczki a pozostaniem w Oranie, ostatecznie decyduje się na tę drugą drogę, mimo że istnieje realna możliwość opuszczenia zakażonego miejsca. Rambert wybiera pełną poświęcenia aktywność na rzecz szerszej społeczności kosztem osobistego szczęścia. Widać więc, że mamy do czynienia z idealistą wybierającym trudną, ale szlachetną drogę życiową mimo możliwości realizacji prywatnych marzeń. Wstępując w szeregi sanitariuszy, podkreśla, że będzie pomagał tylko do momentu, w którym będzie mógł wyjechać z Oranu do domu i wreszcie ujrzeć swą ukochaną żonę, jednak kiedy po jakimś czasie w końcu otrzymuje tę szansę, stwierdza, że nie może opuścić miasta, ponieważ byłoby to zachowaniem bardzo niegodnym. Tym samym wyzbywa się całkowicie egoizmu, który charakteryzował go w momencie zaczątków epidemii i w pełni wybiera poświęcenie ma rzecz społeczeństwa, tak jak doktor Rieux. Podobnie jak on, dla wyższych ideałów ryzykuje życie i prywatne szczęście. Takie zachowanie również zbliża dziennikarza do doktora Rieuxa, którego początkowo całkowicie nie rozumiał Jak wiemy, decyzja dotycząca pozostania w mieście okazała się słuszna, ponieważ Rambert przeżył dżumę i w konsekwencji spotkał się ze swoją ukochaną żoną. Niemcy Problematykę wyborów moralnych podejmuje również utwór „Niemcy”. Leon Kruczkowski ukazuje los powszechnie szanowanego, niemieckiego profesora Waltera Sonnenbrucha, który po wybuchu II wojny światowej wycofuje się z życia publicznego i skupia się wyłącznie na nauce. Choć wstydzi się za poczynania nazistów będących jego rodakami, to na los ofiar pozostaje obojętny. W żaden sposób nie angażuje się w wojnę i jako Niemiec czuje się zhańbiony, dlatego zamyka się w swoim świecie i zrywa kontakty z bliskimi osobami należącymi do narodów okupowanych przez Hitlerowców. Kiedy jednak dochodzi do próby moralności profesora Sonnenbrucha w sytuacji, gdy w do jego domu przychodzi dawny asystent naukowy i jednocześnie zbieg z obozu – Joachim Peters – okazuje się, że naukowiec nie ma odwagi i odpowiednich pokładów wrażliwości, aby zapewnić mu pomoc. Walter boi się bowiem reakcji władzy, dlatego jak najszybciej chce się pozbyć nieoczekiwanego gościa. W sytuacji wyboru pomiędzy konformizmem i własnym bezpieczeństwem a dobrem i godnością drugiego człowieka decyduje się zatem na asekurancką postawę, która nie narazi go na jakiekolwiek ryzyko. Wojna wywoływała w profesorze tak dużą obojętność i oziębłość, że sprawiła, iż stał się on skrajnym egoistą martwiącymi się wyłącznie o swój los i własną dolę. Wybierając obojętność wobec okrucieństw wojny zamiast aktywnej walki z nimi, Walter Sonnenbruch pozbawia się tym samym wrażliwości społecznej, a także daje milczące, moralne przyzwolenie na cierpienie milionów niewinnych ludzi. Równie haniebny i niehumanitarny wybór podejmuje żandarm Hoppe, który jest służbistą Hitlerowców. Pod wpływem strachu przed niemiecką władzą zabija bezbronne żydowskie dziecko, aby nie narazić siebie i najbliższych. Podobnie jak Walter Sonnenbruch, wybiera własne korzyści kosztem cierpienia drugiego człowieka. Wojna sprawiła, że stał się człowiekiem zdolnym do najokrutniejszych i najbardziej bestialskich wyborów moralnych, jakim bez wątpienia jest morderstwo niewinnego dziecka. W dramacie Leona Kruczkowskiego można jednak odnaleźć przykłady wyborów szlachetnych i dobrych, czego potwierdzeniem jest zachowanie Ruth Sonnenbruch, która z narażeniem własnego życia decyduje się na uratowanie Joachima Petersa, wyręczając tym samym swojego ojca. Widać zatem, że „Niemcach” występują przede wszystkim złe i egoistyczne wybory moralne, które sprawiają, że z normalnych i szlachetnych bohaterowie stają się ludźmi dopuszczającymi się okrutnych czynów i pozostają ślepi na otaczające ich barbarzyństwo, dając na nie ciche przyzwolenie. Jedynie Ruth potrafiła w czasie wojny dokonywać szlachetnych i dobrych wyborów. Ojciec chrzestny W sytuacji wyboru znajduje się również główny bohater „Ojca chrzestnego” – Michael Corleone, dumny amerykański żołnierz i syn przywódcy jednej z największych rodzin mafijnych w Nowym Jorku. Powieść Mario Puzo stawia go przed trudnym dylematem po próbie zamachu na ojca, w wyniku którego głowa rodziny Corleone ledwo uszła z życiem. Wówczas Michael musi wybrać, czy liczy się dla niego lojalność wobec ojca-gangstera i rodziny, w której ciemne interesy nigdy nie chciał się angażować, czy przyzwoite życie zwykłego Amerykanina, do którego zawsze dążył i w którym przeszkadzało mu przestępcze otoczenie najbliższych. Symboliczną sceną, kiedy Michel ostatecznie podejmuje wybór i opowiada się za lojalnością wobec rodziny, jest zabójstwo Turka Sollozza i przekupionego posterunkowego McCuskey’ego. W związku z tym Michael musi opuścić Amerykę na długi czas i udać się na Sycylię. Na tej podstawie można stwierdzić, że dla głównego bohatera powieści Mario Puzo rodzina i ojciec mimo wszystko są ważniejsi niż kariera żołnierza, marzenia o spokojnym życiu i związek z Kay Adams, którą opuszcza, aby po zabójstwie ukryć się na włoskiej wyspie. Literatura przestawia bohaterów w trudnych sytuacjach wyboru pomiędzy realizacją własnych interesów a poświęceniem ich wobec działania na rzecz wyższych wartości i jakiejś szerszej grupy społecznej. Rambert musiał wybrać, czy pomagać chorym, czy wracać do domu; bohaterowie „Niemców” wybierali pomiędzy własnym bezpieczeństwem i spokojem a przyzwoleniem na okrucieństwa wojny, zaś Michael musiał zdecydować, czy wybiera rodzinę, czy osobistą karierę. Warto zauważyć, że wszystkie sytuacje wyboru są związane z bardzo ważnymi i jednocześnie trudnymi wydarzeniami w życiu bohaterów. W większości przypadków bohaterowie wybierają jednak poświęcenie na rzecz wyższych wartości i jakieś grupy społecznej niż własne korzyści. Bibliografia I Literatura podmiotu: 1) Camus Albert, Dżuma, Warszawa, Państwowy Instytut Wydawniczy, 2004, ISBN 8306030686, 2) Goethe Johann Wolfgang, Cierpienia Młodego Wertera, Kraków, Greg, 2004, ISBN 8373276025, 3) Kruczkowski Leon, Niemcy, Warszawa, Państwowy Instytut Wydawniczy, 1971, 4) Puzo Mario, Ojciec Chrzestny, Warszawa, Muza, 2003, ISBN 8373194614, 5) Słowacki Juliusz, Kordian, Kraków, Greg, 2006, ISBN 8373277412, 6) Szekspir William, Makbet, Łódź, Wydawnictwo Łódzkie, 1984, ISBN 8385904190, 7) Żeromski Stefan, Ludzie Bezdomni, Kraków, Greg, 2000, ISBN 8373271724. 8) Grzech i kara. W: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Poznań, Święty Wojciech Wydawnictwo, 2009, ISBN 978-83-7516-172-4, s. 28-29, II Literatura przedmiotu: 1) Lementowicz Urszula, Dżuma Alberta Camusa, Lublin, Biblios, 2005, Heroiczna postawa w walce o zachowanie człowieczeństwa, ISBN 9788386581924, 2) Lementowicz Urszula, Cierpienia młodego Wertera, Lublin, Biblios, 2006, 3) Nowacka Irena, Kordian Juliusza Słowackiego, Lublin, Biblios, 2007, 4) Polańczyk Danuta, Ludzie bezdomni Stefana Żeromskiego, Lublin, Biblios, 2005, 5) Polańczyk Danuta, Makbet Williama Szekspira, Lublin, Biblios, 2005, 6) Wybór, W: Słownik motywów literackich, red. Nawrot Agnieszka, Kraków, Greg, 2004, ISBN 8373273948, s. 409-411. Ramowy plan wypowiedzi: 1. Teza: Sytuacje wyboru mają ogromny wpływ na życie bohaterów literackich i określają, jaką drogą będą oni podążać. 2. Kolejność prezentowanych argumentów: a) Biblia: decyzja Adama i Ewy o zjedzeniu jabłka z zakazanego drzewa jako przyczyna wygnania z Raju; brzemienny w skutkach wybór, za sprawą którego na całą ludzkość spadł ciężar grzechu pierworodnego. b) Makbet: wybór pomiędzy ambicją i władzą a lojalnością wobec króla; decyzja poddania się żądzy władzy jako czynnik decydujący o moralnej porażce. c) Kordian: wybór moralny dotyczący poświęcenia się w imię narodu czy pozostawienia go w rękach okrutnego cara; Kordian jako moralny zwycięzca. d) Cierpienia młodego Wertera: wybór moralny dotyczący miłości i samobójstwa jako oznaka samolubności i pychy głównego bohatera, który ostatecznie ponosi moralną klęskę. e) Ludzie bezdomni: konieczność wyboru pomiędzy miłością a poświęceniem w imię społeczeństwa; wybór prospołecznych ideałów, który pozbawia Judyma osobistego szczęścia i oznacza, że odnosi on zwycięstwo moralne. f) Niemcy: bohaterowie wybierający pomiędzy własnym bezpieczeństwem i spokojem w trakcie wojny a przyzwoleniem na okrucieństwa, jakie się wówczas działy. g) Dżuma: Rambert jako człowiek, który wybiera poświęcenie na rzecz społeczeństwa kosztem możliwości realizacji osobistych marzeń; wybór związany z wielkim poświęceniem i odwagą. h) Ojciec chrzestny: Michel Corleone, który musi wybrać, czy poświęcić życie w imię mafijnych interesów rodziny i lojalności wobec umierającego ojca, czy wykazać wobec tego obojętność i skupić się na własnej karierze oraz spokojnym życiu z ukochaną. 3. Wnioski: a) Literatura współczesna przestawia bohaterów w trudnych sytuacjach wyboru pomiędzy realizacją własnych interesów a ich poświęceniem wobec działania na rzecz wyższych wartości i dla dobra jakiejś szerszej grupy społecznej b) W większości przypadków bohaterowie wybierają poświęcenie się na rzecz wyższych wartości i dla dobra jakieś grupy społecznej, a nie własne korzyści. c) Sytuacje wyboru są związane z przełomowymi wydarzeniami w życiu bohaterów literackich. 1. Poważny ton pouczenia tej niedzieli jest typowo jesienny, powiązany ze schyłkiem roku liturgicznego. Ta pora roku ze swej natury wszystkim ludziom, a szczególnie pracującym na roli, w sadach czy ogrodach, nasuwa myśl o plonach i owocach. Przy ich obliczaniu uwzględnia się wiele czynników, ale wielkość zbiorów zależy głównie od wielkości wcześniej włożonej pracy przewidująco zaplanowanej. Kościół to powszechne doświadczenie w sprawach doczesnych ukazuje na pełniejszym tle odsłaniając głębszy sens owej zależności. Plony, bogactwo są przede wszystkim darem Bożym do wyliczenia. Z całą więc powagą ukazuje Kościół dzisiaj przyszły bilans naszego życia w świetle prawd ostatecznych, zwłaszcza sądu ostatecznego. Jego wynik o tyle można już teraz przewidzieć, że będzie on następstwem dokonywanych przez nas świadomie wyborów w myśl uprzednio trafnie zaplanowanego programu. 2. Amos, z pasterza powołany na proroka w północnym po rozłamie królestwie izraelskim, w dzisiejszym urywku gromi styl życia, jakie tam prowadzi krzykliwe grono hulaków. Od tego zarzutu zresztą nie są wolni podobni im ludzie w południowym królestwie judzkim, na Syjonie, a więc w środku Jerozolimy. Jedynym programem życia tych bogaczy jest beztroskie używanie, korzystanie tylko z chwili obecnej, która im dostarcza maksimum przyjemności. Zarzut proroka odnosi się przy tym do tego, że ludzie ci nic się nie martwią upadkiem domu Józefa. Imię patriarchy zastępuje tu imię syna – Efraima, z którego składała się większa część ludności królestwa. Winowajców odpowiednio do ich egoistycznego zamiłowania w doczesności czeka niebawem dotkliwa kara na tym samym doczesnym poziomie. To oni właśnie pójdą na czele wygnańców, gdy po utracie niepodległości królestwa nastąpi wygnanie do niewoli asyryjskiej. Święty Paweł ukazuje kontrastowo różny styl życia. To zacięta walka w dobrych zawodach o ideał, oparty na odpowiedzialności, jakiej świadomy jest człowiek Boży. Wśród zachęt pod adresem umiłowanego ucznia i następcy, Tymoteusza, dwukrotnie Apostoł wzmiankuje dobre wyznanie, w związku z realizacją powołania. Wierność jemu ma być motywacją, według której ten młody biskup dokonywać będzie w swym życiu trafnych wyborów. Wyznanie, które złożył Tymoteusz wobec wielu świadków, jest może aluzją do faktu poprzedzającego chrzest lub święcenia. Dawniej przypuszczano, iż mowa tu o zeznaniu przed trybunałami pogańskimi. Apostoł zaklinając uroczyście ucznia na chwalebną paruzję Chrystusa przywołuje złożone przez Niego samego dobre wyznanie za Poncjusza Piłata, poświadczone męką i śmiercią. Tamto odnosiło się do misji Króla nie z tego świata (J 18,36). Taki jest wzór. Końcowa doksologia wielbi Niewidzialnego Króla. Ewangelia dzisiejsza, przypowieść tylko Łukaszowa, sięga po motywację eschatologiczną. Jest to jakby dramat w dwóch odsłonach: po scenie doczesnej następuje druga – na tamtym świecie. Z pozoru jej pouczenie odpowiada tylko zasadzie starotestamentowej sprawiedliwej odpłaty, karzącej obrany przez bogacza program życia. Ale tak nie jest. Bogacza nie spotkała kara za to, że dzień w dzień ucztował wystawnie, skoro tak ojciec uczcił powrót syna marnotrawnego (ten sam grecki czasownik występuje trzykrotnie w Łk 15, Ani winą jego nie była obojętność wobec nędzy Łazarza, bo ze słów: Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza, nie wynika koniecznie, że mu ich odmawiał (jak myśleli niektórzy Ojcowie Kościoła). Słowa Abrahama ujawniają nową już skalę wartości: otrzymałeś swoje dobra, cały pogrążony tylko w doczesności. A Łazarz dobrze zniósł dolę – bez protestu. Postawy obydwóch utrwaliły się tam nieodwracalnie. 3. Myśl główna o odpowiedzialności za wolny wybór programu życiowego ma jako ilustrację zestawioną parę przeciwieństw – przyczyn i skutków – ukazanych w pierwszym czytaniu i w Ewangelii. Dodatkową zachętą do trafnego wyboru są słowa Apostoła. Kontrast występuje dwa razy między przeciwnymi biegunami. Jednym jest krótkowzroczne hołdowanie doczesności, która dostarcza wprawdzie konkretnego zadowolenia, ale nieuchronnie skazanego na przemijanie, i to bezpowrotne. Drugim biegunem jest życie tak zaprogramowane, że każda jego chwila, przez Boga darowany kairos, utrwala się od razu w wieczności, i to jako niezawodny składnik przyszłego szczęścia bez kresu. Rękojmią nowej skali wartości jest objawione słowo Boże. Prorok zapowiada los, którego doświadczył niewierny Izrael. A Syn Boży głosi przyszły nieuchronny sąd, który nieodwracalnie utrwali następstwo wybranego przez wolną wolę programu życia. 4. Po wykorzystaniu wstępu (pkt 1) i myśli głównej (pkt 3) homilia może zaktualizować przestrogę niedzieli przez ukazanie na przykładach, jak dziś wygląda płytka fascynacja doczesnością. Często pod hasłem korzystania z wolności hołduje się swawoli. Warto dalej szczegółowo omówić przypowieść, podkreślając w dialogu Abrahama z bogaczem dwie prawdy. Pierwsza – że o wieczności decyduje tylko wybrany w tym życiu przez człowieka program, który zostaje utrwalony niezmiennie zgodnie ze stanem jego duchowym w chwili śmierci. Druga – że na metanoję ludzi pogrążonych w doczesności nie wpłynie nawet ukazanie się kogoś zmarłego, jeśli nie ma w nich podstawowej dyspozycji słuchania Prawa Bożego. Odwrotnie – staje przed każdym z nas otworem droga składania dobrego wyznania przynależności do Chrystusa bądź ufnie cierpiąc jak ubogi Łazarz, bądź walcząc w dobrych zawodach jak Tymoteusz, by zdobyć życie wieczne. ________________________________________________ Augustyn Jankowski OSB Przy stole Słowa, tom 4 (Okres zwykły: od 18 do 34 niedzieli) Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC Temat rozpoznawania woli Bożej w życiu najczęściej pojawia się w kontekście wyboru drogi życiowej. Nikt z nas nie chce podjąć złej decyzji, zwłaszcza jeśli chodzi o poważne sprawy. W 1956 roku amerykański ewangelista William R. Bright, twórca Campus Crusade for Christ, organizacji mającej obecnie ponad 27 tys. członków i 225 tys. wolontariuszy, sformułował cztery prawa życia. Pierwsze z nich mówi o tym, że Bóg kocha człowieka i że ma dla niego wspaniały plan. Prawo to opiera się na dwóch fragmentach zaczerpniętych z Ewangelii wg św. Jana. „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16). W drugim fragmencie tej Ewangelii Jezus mówi sam o sobie, że przyszedł po to, aby owce miały życie, i miały je w obfitości (por. J 10,10). Słysząc te słowa, człowiek zastanawia się, co to za plan przygotowany jest specjalnie dla niego i jak go właściwie realizować. Co powinienem zrobić, aby mieć życie w obfitości. Mówiąc krótko, jak rozpoznać ten plan, by móc według niego postępować, by według niego żyć, by po prostu być szczęśliwym człowiekiem. Gdzie szukać wskazówek Temat rozpoznawania woli Bożej w życiu najczęściej pojawia się w kontekście wyboru drogi życiowej. Nikt z nas nie chce podjąć złej decyzji, zwłaszcza jeśli chodzi o poważne sprawy. Nikt nie chce zrobić takiego kroku, którego by później żałował przez długie lata, czy może nawet do końca swego życia. Wszyscy chcemy wybierać tylko dobrze, bez pomyłek, trafiać bez pudła. Jako ludzie wierzący jesteśmy przekonani, że Bóg na pewno wie najlepiej, co jest dla nas dobre. Dlatego też z wielką chęcią poszlibyśmy za Jego wolą. Problem jednak w tym, że nie tak łatwo ją odnaleźć. Nikt bowiem z nas przy narodzeniu nie otrzymał koperty, w której znajdowałby się dokładny plan naszego życia – od narodzin do śmierci, plan, który należałoby skrzętnie wypełnić punkt po punkcie. Nie jest jednak tak, że zostaliśmy pozostawieni sami sobie, bez żadnej pomocy. Odpowiednie wskazówki są nam dawane bez przerwy, trzeba je tylko znaleźć i za nimi podążać. Najważniejszą z nich jest wola Boga, byśmy nie popełniali zła. Myśl ta wcale nie jest odkrywcza, można by powiedzieć, że jest wręcz banalna, że przecież każdy o tym wie. Gdy jednak przyjrzymy się różnym dylematom współczesnego człowieka, problemom, przed którymi staje, to się okaże, że zdecydowaną większość z nich da się rozwiązać, stosując właśnie to jedno kryterium – unikania zła. A jak tego zła unikać, dowiemy się z Dekalogu i przykazania miłości Boga i bliźniego, zna je każdy, kto chodził na katechezę. W ten jeden prosty sposób usuniemy z pola wyboru większą część dróg, które na pewno nie są drogami Pana Boga, które na pewno nie doprowadzą nas do szczęścia i które jedynie mogą nas wyprowadzić w pole. Tutaj nikt z nas nie powinien mieć problemów z określeniem, jaki sposób postępowania jest słuszny. Problem może się jednak pojawić podczas realizacji podjętej decyzji. Wiem, co jest dobre, istnieje tylko pytanie, czy to dobro wybieram i czy za nim sytuacja pojawia się wtedy, gdy musimy wybierać nie między złem a dobrem, lecz między jednym dobrem a drugim. Kiedy mamy kilka możliwości i w zasadzie wszystkie są dobre. Którą wtedy wybrać? Która jest lepsza? W tym momencie muszę przyznać, że osoby konsekrowane, zakonnicy i zakonnice, wszyscy, którzy składali ślub posłuszeństwa, są w uprzywilejowanej sytuacji. Zdecydowaną większość decyzji, dotyczących ich życia, podejmują przełożeni. Osoby żyjące ślubem posłuszeństwa składają swoją wolę w ręce przełożonych, ufając, że w ten właśnie sposób, wyrzekając się własnej woli, pełnią wolę Boga. Powstaje jednak pytanie, czy zawsze wola wyrażona przez przełożonych jest wolą Boga. Na to pytanie spokojnie można odpowiedzieć przecząco. Jak wierzymy, nieomylny jest tylko papież, w sprawach odnoszących się do wiary i moralności. Przełożeni takiego przywileju nie posiadają. Warto jednak w tym miejscu przytoczyć słowa ojca Garrigou-Lagrange’a OP, który w swojej konferencji na temat posłuszeństwa, o słuchaniu poleceń napisał, że przełożeni mogą się pomylić, ale wy [słuchając ich] nie pomylicie się pory na dokonanie rozsądnego wyboru Co jednak mają zrobić ci, którzy nie mają zwierzchników, lub ci, którym przełożeni zostawili możliwość wyboru i sami muszą go dokonać? Sądzę, że należy tu sięgnąć do dziedzictwa św. Ignacego Loyoli. Autor Ćwiczeń duchowych pisze o trzech porach na dokonanie rozsądnego i dobrego wyboru. Pierwsza z nich to ta, w której sam Pan Bóg tak porusza wolę człowieka, że ten bez żadnych wątpliwości ani nawet możliwości wątpliwości podąża za tym, co mu pokazano. Druga pora to ta, w której człowiek dzięki swojemu własnemu, codziennemu doświadczeniu, a także dzięki doświadczeniu w rozeznawaniu duchów jest w stanie podjąć odpowiednią decyzję. Istnieje także trzecia pora, podczas której, aby podjąć odpowiednią decyzję, należy najpierw zastanowić się nad ostatecznym celem narodzin i życia człowieka. Cel ten, jak uczy św. Ignacy, jest podwójny. Najpierw jest nim wychwalanie Boga, a następnie zbawienie swojej duszy. Mając to na uwadze, powinniśmy podejmować takie decyzje, które umożliwią nam lepsze służenie Bogu i przyczynią się do naszego zbawienia. O tej porze dokonujemy dobrego wyboru, jeśli nasza dusza nie jest „poruszona działaniem żadnych duchów i swobodnie oraz spokojnie posługuje się […] swoimi władzami naturalnymi”. Tutaj autor Ćwiczeń duchowych podaje dwie metody, którymi warto się posłużyć, dokonując wyboru. Ignacjańskie metody dokonania wyboru Na początku pierwszej metody należy określić przedmiot wyboru. Zanim na coś się zdecydujemy, musimy dokładnie wiedzieć, o co tak naprawdę nam chodzi, na co mamy się zdecydować, między czym a czym mamy dokonać wyboru. Następnie należy uświadomić sobie cel, dla którego zostaliśmy stworzeni. Jest nim, jak pamiętamy, oddawanie Bogu chwały i zbawienie własnej duszy. Kolejnym warunkiem, jaki należy spełnić, by dokonać odpowiedniego wyboru, jest bycie wolnym od jakiegokolwiek nieuporządkowanego przywiązania zarówno do jednego, jak i do drugiego rozwiązania, przed którym stajemy, tak by faktycznie w sposób wolny dokonać wyboru i pójść za tym, co rzeczywiście pomoże w oddawaniu chwały Bogu i zbawieniu duszy. Następnym krokiem, który należy podjąć, jest modlitwa do Boga z prośbą o to, by to On sam „poruszył moją wolę i uświadomił mi, co powinienem uczynić w tej sprawie, by to było ku większej Jego chwale i czci”, i postanowienie dokonania wyboru zgodnie z Jego wolą. Dalej należy sporządzić swego rodzaju bilans. Powinno się przemyśleć wszystkie plusy jednego rozwiązania, a następnie wszystkie jego minusy. W ten sam sposób należy postąpić z drugim możliwym rozwiązaniem, rozważyć wszystkie jego wady i zalety, straty i pożytki, korzyści i niebezpieczeństwa, które może z sobą nieść. Gdy już tego wszystkiego dokonamy, gdy zostaną już rozważone wszelkie „za” i „przeciw”, gdy przyjrzymy się sprawie ze wszystkich możliwych stron, wtedy powinniśmy zwrócić uwagę na to, ku któremu rozwiązaniu skłania się nasz umysł, gdyż jak uczy św. Ignacy, wybór powinien być dokonywany pod wpływem rozumu, a nie poruszenia zmysłów. Należy zatem wybrać to rozwiązanie, ku któremu kieruje się nasz umysł. Dokonany w ten sposób wybór należy następnie przedstawić Bogu w modlitwie i prosić Go, „żeby Jego Boski Majestat zechciał go przyjąć i zatwierdzić, jeśli jest to ku Jego większej służbie i chwale”. Założyciel jezuitów podaje jeszcze inny sposób podjęcia dobrej decyzji. Podobnie jak w pierwszym sposobie, tak i tu najważniejsze jest nasze odniesienie do Celu naszego istnienia, czyli do Boga. Aby dokonać odpowiedniego wyboru, należy najpierw stworzyć w swojej wyobraźni jakiegoś człowieka. Osobę, której nigdy wcześniej się nie widziało ani się nie zna, ale pragnie się jej doskonałości. Wtedy powinno się pomyśleć, co by takiej osobie można było poradzić, by mogła osiągnąć większą doskonałość duszy i by mogła lepiej chwalić Boga. Gdy już będzie się miało taką radę, wtedy należy ją samemu zastosować. Kolejnym podanym przez św. Ignacego sposobem, który może nam pomóc we właściwym dokonaniu wyboru, jest wyobrażenie sobie siebie w chwili śmierci. Z tej perspektywy warto spojrzeć na obecną sytuację i zadać sobie pytanie, jakimi kryteriami chciałbym czy powinienem się kierować, podejmując decyzję. Następnie należy kierować się właśnie tymi kryteriami. Ostatni sposób ułatwiający podjęcie dobrej decyzji to spojrzenie na siebie i na daną sytuację z jeszcze odleglejszej perspektywy, mianowicie z perspektywy sądu ostatecznego. Warto sobie wtedy pomyśleć, jaką zasadą należy się kierować przy dokonywaniu obecnego wyboru, tak abym w dniu sądu mógł być radosny i zadowolony. I tą zasadą trzeba się kierować. Jak widać, przy rozpoznawaniu woli Bożej, przy podejmowaniu dobrej decyzji św. Ignacy obdarza wielkim zaufaniem nasz rozum. Sposoby, które podaje, mają jedynie pomóc w spojrzeniu na siebie z dystansu, ze spokojem, bez emocji, tak by rozum, niczym niezmącony, mógł dokonać odpowiedniego wyboru. Pozostaje jeszcze pytanie, w jakich sytuacjach uruchamiać takie procedury wyboru. Na pewno warto zadać sobie ten trud, gdy stoimy przed poważnymi decyzjami, które faktycznie wywrą istotny wpływ na nasze życie. Gdy trzeba podjąć decyzję o kierunku studiów, o małżeństwie, kapłaństwie, o zmianie pracy, o kolejnym dziecku, wtedy gdy sytuacja nie jest jasna, gdy trzeba dobrze się nad nią zastanowić. Nie sądzę jednak, by był to dobry sposób na nasze codzienne, zwyczajne wybory. * * * Kiedy zacząłem chodzić do szkoły średniej, koniecznie chciałem rozpoznać wolę Pana Boga względem mnie. Byłem strasznie niecierpliwy. Wyszukiwałem wszelkie możliwe rekolekcje, których tematem było powołanie. W końcu trafiłem do Karmelitanek Bosych w Gdyni Orłowie. Powiedziałem siostrze przy kracie, o co mi chodzi, jak bardzo pragnę rozpoznać swoje powołanie. Wtedy siostra spytała mnie, w której jestem klasie. Gdy usłyszała, że w pierwszej, powiedziała, żebym przyszedł, jak będę w maturalnej. W maturalnej jednak nie przyszedłem. Wiedziałem już dobrze, co mam robić, ale minęły jeszcze dwa lata, zanim się zdecydowałem. Bartłomiej Wolszleger OP urodzony w 1976 w Gdańsku – dominikanin, rekolekcjonista, duszpasterz, studiował teologię duchowości na Uniwersytecie św. Tomasza z Akwinu w Rzymie (Angelicum). Święcenia kapłańskie przyjął w 2005 roku. Był duszp...

wybór drogi życiowej w literaturze